Zastanawialiście się kiedyś jak odbierany jest świat oczami programisty, hakera, administratora sieci, lub też innej technicznej osobistości, która ma w swoim zwyczaju przeznaczać 1/3 doby (żeby tylko) na ucieczkę do świata cyfrowego? Możliwe, że postrzegasz te niezwykłe stworzenia dość stereotypowo, a być może wychodzisz temu na przeciw i uważasz, że są po prostu jak wszyscy. Tylko czy wszyscy, oznacza wyjątkowi, niezwykli? A może po prostu zwyczajni, zupełnie normalni, przeciętni?
Nazywam się Paweł Ochota i chciałbym poprzez myśli pisane przedstawić swoje uosobienie bycia programistą.
Będzie to przygoda, to z pewnością. Będzie to także balansowanie na krawędzi różnych skrajności, bo przecież moje poglądy są subiektywne, ale jako osoba posługująca się wszędzie gdzie można logiką, będę starał się zbliżać ku obiektywności. Nie zawsze będzie to prosta potyczka, czasem emocje sprawią iż walka będzie przegrana. Czy w takim razie trzeba się tym przejmować? Może dzięki temu każdy z nas jest indywidualnością i unikalną historią, którą warto przeczytać? Są sytuacje w życiu kiedy programista nie może patrzeć zero-jedynkowo, sytuacje wymagające czegoś więcej niż chłodnego podejścia do sprawy. Nie zawsze algorytm rozwiązania naszego problemu będzie idealny. Czasem będzie to wybór krzywdzący pewne podmioty, a czasem rozwiązanie będzie podporządkowaniem aby nie czynić większego zła. Ale to właśnie jest życie, pasmo wyborów, które nas kształtuje. I choć czasem chcielibyśmy aby to był w pełni przewidywalny program, to jednak takie myślenie obdziera istnienie chociażby spontaniczności i sprowadzamy wszystko do skomplikowanej acz „zwykłej” maszynerii.
Oprócz swoistych przemyśleń programisty, chciałbym również podzielić się artykułami o pracy nad samym sobą i związanych z problemami natury czysto programistycznej. Każdy z nas ma swoje wzloty i upadki, a wspominam o tym, ponieważ nie jest to moje pierwsze podejście do blogowania. Tym razem jednak pokażę, że może to być dla mnie dobra rutyna. Dzielenie się wiedzą i przemyśleniami ma pozytywny wpływ na nas samych i warto spróbować „zaprogramować się” aby dążyć w swoim życiu do jak największej ilości takich dobrych, powtarzalnych rutyn, które z czasem mogą nas mile zaskoczyć. Być może będzie to początek kolejnej drogi w moim życiu i stanie się to dla mnie spełnieniem, a dla przyszłych czytelników kto wie? Może razem rozwiążemy nie jeden problem i zyskamy nowe doświadczenia. Wyrabiajmy sobie wszyscy pozytywne rutyny i dążmy ku lepszej wersji samego siebie, bo przecież zawsze można – podpowiada mi to moja idealistyczna natura.
I trochę o autorze
Odkąd po raz pierwszy narysowałem domek w Paincie, a było to w 4 klasie podstawówki na kółku informatycznym, wiedziałem co chcę w życiu robić. A były to lata 90-te więc informatyka powolutku zaczynała otaczać z różnych stron nasz kraj. Gdy teraz tak patrzę po latach na swoją przeszłość to trochę żałuję, że sporo czasu utopiłem w grach, a nie zainteresowałem się programowaniem od początku. Dopiero w końcówce szkoły gimnazjalnej zająłem się tematyką stron, a wraz z przyjaciółmi próbowaliśmy użyć naszych HTML-owych umiejętności nawet do tworzenia menu startującego po włożeniu płytki CD do napędu komputera. Miło wspominam te czasy, bo wtedy człowiek niczym za bardzo się nie przejmował i mógł się spokojnie oddać pasji bez zobowiązań.
W liceum udzielałem się w kole informatycznym i po raz pierwszy miałem do czynienia z Mac’ami (nie, nie przekonałem się ;)). Powoli rozkręcałem się w tworzeniu stron i czas już było odłożyć na bok tabelki, ramki itp. i zacząć używać styli CSS jak należy. Zaznajomiłem się też wtedy z różnymi CMS’ami takimi jak Mambo/Joomla, PHPNuke, Drupal, a i forum PHPBB się przewinęło. Chociaż znałem jedynie podstawy PHP’a, Google wielokrotnie pomagał mi rozwiązywać najróżniejsze problemy. Był to też czas gdy walczyłem na froncie wojennym… oczywiście tej wirtualnej, tracąc mnóstwo czasu grając w klanie w Call of Duty 2. Mimo iż teraz jestem trochę na siebie zły, że sporo czasu zostało zmarnowanego, to jednak łezka w oku się kręci gdy wspominam te wszystkie potyczki 😉
Przyszły studia, rok za rokiem mijał, a ja nadal nie wiedziałem w którym kierunku chcę iść. Wszystko było bardzo kuszące: programowanie, sieci komputerowe, bazy danych, bioinżynieria… Dopiero na 3 roku studiów decyzję pomógł mi podjąć mój opiekun pracy, a także pierwszy pracodawca, dla którego tworzyłem strony na bazie CMSa i wdrażałem w nie pierwsze skrypty w JS. Był to czas kiedy HTML5 zaczął raczkować, nie było jeszcze standardu, ale ilość rzeczy jaka została dodana/zmieniona w stosunku do HTML4.1 wręcz porażała. Ucząc się JS’a, wczytywałem się w tą całą ilość nowinek od canvasu po websockety. JQuery nadal dominowało, ale zaczęły się pojawiać pierwsze wzorce architektoniczne jak wzorzec modułu. Douglas Crockford stał się moim guru i z niecierpliwością czekałem na kolejne „odkrycia” w tej technologii.
Dzisiaj czuje się szczęśliwym developerem, który z optymizmem patrzy w przyszłość. I bardzo się cieszę, że mój zapał nie zgasł, że ten blog wreszcie powstał i że Ty drogi czytelniku jesteś tutaj i czytasz moje przemyślenia.
Dziękuję Ci za to!