4 złe nawyki, które uczy programistów korpo

Korporacja to dość charakterystyczna organizacja, do której każdego roku po ukończeniu studiów wielu młodych adeptów programowania (i nie tylko) chętnie dołącza, bądź chce dołączyć. Kariera nie powinna nam jednak przysłonić kilku „ciekawych” zjawisk.

Dzisiejszy krótki wpis powstał w oparciu o moje obserwacje w jednej z katowickich korporacji, w której dane mi było popracować jako programista. Być może nie w każdej korporacji tak jest, zdaję sobie z tego sprawę, ale wpis ten ma na celu zwrócić uwagę na sytuacje, które mogą się przydarzyć w pracy w korpo. Skupię się tylko na tych rzeczach, które mogą dotknąć programistę osobiście, bez mieszania się w ideologie oraz motywacje, które stoją za samą organizacją. O to skromna lista zachowań, która może dotknąć także Ciebie.



1. Zrzucanie odpowiedzialności na innych

Załóżmy, że masz do zrobienia jakieś zadanie, które zajmie Ci dłużej niż tydzień. To sporo czasu prawda? Mógłbyś zamiast tego pograć trochę w piłkarzyki, albo w coś innego na smartfonie. Aby zrzucić z siebie ten ciężar wystarczy, że porozmawiasz z osobami, które owa modyfikacja także dotknie. Albo z takimi, które chętnie wesprą Cie niezbędną wiedzą. Zamiast jednak samemu skrupulatnie wykonać zadanie, możesz zorganizować spotkanie z tymi ludźmi. Przy okazji zabierz też swojego przełożonego, przyda się w roli świadka. Następnie na takim spotkaniu omawiasz problem i czekasz tylko na moment aż któraś z ofiar podejmie merytoryczną dyskusję, aby sprytnie wplątać ją w zadanie. Po owocnym spotkaniu wysyłasz do wszystkich maila dodając do DW przełożonych, szefa wszystkich szefów, babcie Jadzie i „przekazujesz” w nim podjęcie się zadania konkretnej osobie.

Bezczelne i nikczemne. Aby wybronić tutaj szanownych kolegów i koleżanki programistów powiem, że takie zachowania częściej widywane są mimo wszystko po drugiej stronie barykady, w naszym ulubionym biznesie 🙂

2. Szukanie winnych

Kiedy pracowałem w małej firmie zajmowałem się praktycznie wszystkim. Musiałem sobie sam złożyć stację roboczą i praktycznie byłem 100% fullstack deweloperem. Tworząc moduł projektowałem go zupełnie od zera, zarówno część frontową (gdzie często sam proponowałem rozwiązania UI) jak i backendową. Łącznie z zapytaniami SQL itp. Jeżeli natknąłem się na jakiś problem w kodzie to go po prostu poprawiałem, bez wyjątku czy to moja funkcjonalność czy kolegi z biurka obok. A jak jest w korpo? Git blame i sprawdzasz kto namieszał, pomimo iż często poprawka to zmiana jednej linijki, poprawa literówki itp. Przecież masz masę własnych zadań jak np. zmiana nagłówka za 2 story points’y. Po co sobie generować dodatkową pracę?

Oczywiście w dużej firmie zadania są bardziej „atomowe” i nie wszyscy muszą być jednoosobową armią, która rozpracuje wszystko sama. Wręcz przeciwnie, nawet na samym froncie można spotkać się z podziałami na scrumy i każdy zajmuje się określoną funkcjonalnością. Czasem jednak warto pomóc innym i tym samym przyspieszyć pracę całego projektu, poprawiając ten cholerny test jednostkowy czy łatając inną dziurę. Może nawet nie z obowiązku, ale dla świętego spokoju własnego sumienia.

3. Przeciąganie zadań w czasie

Czy mówi Ci coś slogan: praca z kalendarzem? To rzecz bardzo spotykana w korporacjach. Szczególnie widoczna w części biznesowej, gdzie managerowie biegają po piętrach szukając salek do spotkań. Nie zdziwiłbym się jakby znalazły się osoby, które nie robią nic innego tylko spotykają się i omawiają tematy natury kosmologicznej typu: czy ten paragraf powinien mieć 16 pikseli, czy może 18? Najlepiej po takim spotkaniu zrobić jeszcze dogrywkę w kolejnym tygodniu aby podsumować to co już się ustaliło. Rezultatem takiego stanu rzeczy są funkcjonalności, które mogłyby być zrobione w miesiąc, ale niestety potrzebowaliśmy na to roku. Programisto, jeżeli masz więc skomplikowane zadanie do wykonania, zrób kilka spotkań. Na pewno warto pogadać z analitykami, zespołem UX, backendem, a może nawet Pan Heniu z recepcji miałby coś do powiedzenia. Po co się stresować i przemęczać, przecież nie o to w pracy chodzi.

4. Korpogadka

Coś czego po prostu nie trawię i rzecz dzięki której z nadzieją szukam każdego roku spluwy pod choinką. Współczesna „mowa węży”. I nawet nie chodzi o samo nadużywanie „pongliszu”, który sprawia, że moje uszy krwawią. Czalendżowanie, mieszczenie się w skołpie czy misanderstending to zwroty, które można usłyszeć często. Dużo gorszą rzeczą jest coś co przypomina mi poprawność polityczną. Nie usłyszysz więc w korpo o porażkach, przecież firma odnosi same sukcesy! Nawet najgorsze statystyki można przedstawić w prezentacji tak, że będzie sukces. W aneksie kuchennym znajdziesz plakaty motywacyjne w stylu plakatów propagandowych Rzeczpospolitej Ludowej, a logując się na stronie firmy zobaczysz porcję artykułów opisujących kolejne niesamowite sukcesy, które osiągnęła nasza dzielna korpo-społeczność. Bleeee, nie wiem co jest gorsze: narzekanie na tą wszędobylską propagandę, czy przyjmowanie każdej wiadomości z uśmiechem i bycie dumnym z tego, że jest się trybikiem tej wspaniałej maszyny. Popracujesz rok i sam będziesz dzielnie czalendżował zadania, będziesz najlepszą wersją siebie i będziesz uwalniał swój potencjał wychodząc ze strefy komfortu i rozwiązując ASAPy.

Czy są to nawyki, które można nabyć jedynie w korpo? Z pewnością nie i wiele zależy od nas czy pozwolimy na to aby takie zachowania stały się częścią nas samych. Jednakże korporacje zazwyczaj przypominają kopiec mrówek z tysiącami osobników o różnych motywacjach i nietrudno jest przesiąknąć pewnymi nawykami.

Jak żyć?

Szukać, szukać i jeszcze raz szukać. Tej wymarzonej pracy. Tej w której będziecie mogli pracować nad pasjonującymi rzeczami, a atmosfera w pracy spowoduje, że poranny budzik nie odbierze Wam chęci do życia. Oczywiście traktujcie mój tekst z przymrużeniem oka, bo to tylko wyciągnięcie brudów pod ogromne szkło powiększające. Mimo wszystko praca w korpo jest ciekawym doświadczeniem w życiu i warto to przeżyć na własnej skórze, by samemu omijać pewne „interesujące” zachowania. A czy Wy moglibyście dołożyć coś do tej listy?